Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów na podstawie szablonu Rewelacja. | X

8.6.14

00. Wyimaginowane urodziny

Na wstępnie powinnam chyba napisać, jakie były okoliczności powstania tego opowiadania, aby miało ono jakikolwiek sens. 
Opowiadanie było prezentem ode mnie i Vanes dla Kaeru z okazji 18-tych urodzin. Idea powstała już dawno, a urodziny Kaeru były idealną okazją, aby ją zrealizować. Kosztowało nas to trochę pracy, jednak w efekcie powstało coś, z czego jesteśmy naprawdę dumne.
Nie przedłużając, zapraszam do lektury.

* * *

Nad barwnym, znanym z obecności wielu znanych i szanowanych grafików miastem, znów wzeszło słońce, rozlewając na ścianach i dachach różnorodnych budynków swe promienie. Wzdłuż jednej z ulic niepostrzeżenie przemknęła postać, której ani wyglądu, ani płci, ani nawet postury nie dało się jednoznacznie określić. Biegła przed siebie, przypominając bardziej wystrzeloną z łuku strzałę niż człowieka. Po chwili jednak zatrzymała się a jej długie, płomiennorude włosy, które do tej pory powiewały na wietrze, delikatnie opadły na jej ramiona. Miała na sobie długi, czarny płaszcz, spodnie w tym samym kolorze i glany. Dłonie schowała w kieszenie, co zapewne miało uchronić je przed panującym w miasteczku mrozem.
Kobieta stanęła przed niezwykle wysokim, wiekowym zamkiem, który wyglądał tak, jak gdyby ktoś żywcem wyciągnął go z baśni Andersena. Miał dziesiątki niezwykle  strzelistych wież i wieżyczek, a wejście do niego stanowiły ogromne, mosiężne wrota z kołatkami takich rozmiarów, że niemożliwością wydawało się, aby ktokolwiek mógł ich używać. Istotnie, rudowłosa zignorowała zarówno drzwi, jak i kołatki, i oparła się plecami o jeden z filarów, po czym z wielkim entuzjazmem zaczęła rozgarniać śnieg w zasięgu swoich butów.
Nie minął kwadrans a przed zamkiem pojawiła się kolejna postać. Była to nieco wyższa, chociaż szczuplejsza dziewczyna o krótkich, ciemnoczerwonych włosach, a charakterystyczną cechą jej ubioru - na który również składały się same ciemne rzeczy – były długie, błyszczące platformy, które połyskiwały w blasku zimowego słońca wiśniowym odcieniem czerni i dzięki którym górowała nad czekającą na nią osobą. Bez słowa przystanęła przy towarzyszce, a ta podniosła wzrok, by spojrzeć na nowo przybyłą jadowitym spojrzeniem czarnych jak węgle oczu.
 - Masz wszystko? – spytała wyższa z nich, a gdy dostała odpowiedź w postaci skinienia głowy, wyprostowała się i przeszła kilka kroków.
Wyjęła z kieszeni telefon komórkowy, który prezentował się dość zabawnie na tle baśniowej budowli. Przyłożyła urządzenie do ucha i kiedy jej rozmówca odebrał, wypowiedziała kilka niezrozumiałych słów. Po chwili wspomniane wcześniej wrota zamku otworzyły się z zaskakującą łatwością, a w progu stanęła wysoka, dobrze zbudowana kobieta, nieco starsza od przybyszek. Miała na sobie lekką, brązową tunikę i nieco jaśniejsze spodnie w podobnym kolorze. Jej włosy mieniły się wszystkimi możliwymi odcieniami czerni i czerwieni, a na nosie błyszczały okulary w grubych, czarnych oprawkach, które tylko wzmagały dociekliwość jej spojrzenia.
 - Witaj, Da Fne. – Dziewczyna o rudych włosach uśmiechnęła się nieznacznie i objęła w pasie swoją towarzyszkę, przez co tamta wyprostowała się. – Jesteśmy, jak obiecałam.
 - Wejdźcie. – Da Fne otworzyła drzwi szerzej, a gdy dziewczyny weszły do środka, zamknęła je za nimi.
Korytarz, w którym się znalazły, był zwykłym, pałacowym korytarzem. Naturalnie ściany były pięknie zdobione, a na każdej ze ścian wisiały dziesiątki nagłówków i szablonów oprawionych w ramki, jednak pomieszczenie nie wyróżniało się niczym szczególnym. Kobiety bez słowa szły przed siebie. Zaproszone oglądały swoistą galerię dzieł sztuki z zaciekawieniem, co jakiś czas zatrzymując wzrok na którymś z nich, jak gdyby pojedyncze eksponaty przywoływały u nich jakieś wspomnienia.
Przy końcu korytarza znajdowały się kolejne drzwi, tym razem nieco uchylone. Da Fne pokierowała dziewczyny w tamtą stronę. Rudowłosa ruszyła szybciej i wyprzedziła grupę, po czym z nieukrywanym zniecierpliwieniem otworzyła drzwi i wpadła do środka. Za nią pojawiły się jej towarzyszki.
 - Cześć, Lizz – zaczęła jedna z dwóch dziewczyn, które znajdowały się już w pomieszczeniu.
Był to gigantyczny warsztat, który zupełnie nie pasował do wystroju pałacu. Wypełniony był najróżniejszymi sprzętami – od sztalug, z których każda reprezentowała inny program graficzny, wszelakich przyrządów plastycznych, setek farb i pędzli, poprzez maszyny do szycia i prasy drukarskie, a na piecach i tosterach kończąc. Po środku tego kontrolowanego chaosu znajdowały się dwie kanapy, kilka foteli i poduszek, a także niewysoki stolik, który był ledwie widoczny spod sterty stocków, koloryzacji, tekstur i niedokończonych prac.
 - Gdzie są wszyscy? – spytała dziewczyna nazwana Lizz, wciąż stojąc w progu i trzymając w dłoni gałkę od drzwi.
 - Jacy wszyscy? – spytała Da Fne, przechodząc obok Lizz i siadając na jednym z foteli. – Kogo spodziewałaś się tu dzisiaj spotkać?
Ciemnowłosa, która przybyła razem z Lizz, również poszła w ślady Da Fne i zajęła miejsce na kanapie, po czym – charakterystycznym dla siebie ruchem – poprawiła okulary.
Wysoka blondynka, która najwyraźniej domyśliła się, co miała na myśli Lizz, wychyliła się zza swojej sztalugi, która stała tyłem do wejścia, także nie można było ocenić dzieła, które na niej zapewne powstawało.
 - Są ferie, dziewczyny mają wolne, większość wyjechała na narty lub po prostu odpoczywa. To cud, że przynajmniej my tu jesteśmy – powiedziała, po czym znów ukryła się za płótnem i poczęła wodzić po nim pędzlem i nakładać na nie kolejne stocki i tekstury. – Miło cię widzieć, Vanes.
Okularnica w charakterystycznych platformach drgnęła i uśmiechnęła się nieznacznie.
 - Co..? – spytała z niedowierzaniem rudowłosa.
 - One są… no wiesz… – zaczęła Vanes, spoglądając z niepokojącym wyrazem twarzy na Lizz – w prawdziwym świecie.
 - Zamilcz! – krzyknęła Lizz, która najwyraźniej nie chciała przyjąć do wiadomości tego, że może istnieć świat różny od tego, w którym obecnie się znajdują. Dziewczyna wzięła głęboki wdech.  – Dobra, zapomnijmy o tym.
Da Fne podniosła się z miejsca z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Była zdecydowanie starsza od reszty i można by ją posądzić o bycie kimś w rodzaju niepisanego zastępcy szefa, opiekunki dla młodszych współpracowników. Przemaszerowała przez pomieszczenie i spojrzała krytycznym, ale i bardziej doświadczonym niż jej młodszych koleżanek okiem na sztalugę, przy której pracowała blond włosa.
 - Bardzo dobrze, Happiness, ale mam nadzieję, że nie walniesz tutaj Topazem – mruknęła, dokładnie przyglądając się płótnu.
 - Właśnie zamierzałam… – odparła blondynka o dużych, zielonych oczach. Dłoń, w której trzymała pędzel, zadrżała.
 - Lepiej tego nie rób – rzuciła starsza i uśmiechnęła się ciepło, jak gdyby chciała dodać koleżance otuchy.
Znów przeszła kilka kroków, tym razem oparła się biodrem o wysoki barek, za którym znajdywała się niewielka lodówka, kilka szafek i mikrofalówka.
 - Może wytłumaczysz w końcu, po co tu tak właściwie jesteś? Nie, żebyś nie była tu mile widziana, obie jesteście – tu zwróciła wzrok w kierunku Vanes – ale o co dokładnie chodzi? Naprawdę szanuję twoją przesadną wręcz tajemniczość, ale ani w mailu, ani teraz nie dowiedziałam się od ciebie, co to za niezwykle tajemnicza sprawa przyprowadziła was tutaj. Vanes, a ty wiesz?
 - A wiec tylko ja zostałam wtajemniczona? – odparła Vanes a na twarzy dziewczyny zagościła satysfakcja. - Cóż za zaszczyt – dodała z lekko ironiczną nutką w głosie, po czym spojrzała na Lizz, która wciąż nie rozstała się z gałką od drzwi. – Pewnie, że wiem, ale to pomysł Lizz, ona powinna wam to wyjaśnić.
Głowa rudej opadła w dół, a wraz z nią długie włosy, które zasłoniły jej ciało aż do połowy ud. Westchnęła ciężko.
 - Mówiłam ci przecież, że jeśli nie powiesz im wcześniej, może się nie udać – rzuciła Vanes. – Puśćże w końcu te drzwi i siadaj – dodała, poklepując przy tym miejsce obok siebie, a jej nieco wyższa koleżanka wykonała polecenie bez najmniejszego sprzeciwu.
 - Chciałam dobrze, a jak zawsze wyszło… – mruknęła Lizz zza zasłony włosów. Vanes jednym ruchem ręki rozsunęła rudą kurtynę. – Chodzi o to, że… – zaczęła niepewnie, po czym westchnęła głęboko, oparła się plecami o kanapę i skierowała spojrzenie na sufit. – Chciałam przygotować niespodziankę z okazji urodzin Kaeru, a jako że ona całe swoje serce poświęca właśnie Wyimaginowanej Grafice, byłyście pierwszymi osobami, o których pomyślałam przy układaniu wstępnej listy współtwórców niespodzianki. Chyba powinnam was uprzedzić, nie?
 - Powinnaś – rzuciła Da Fne. – Mam nadzieję, że mimo to nie wszystko stracone?
W spojrzeniu Lizz pojawił się płomyczek nadziei.
 - Oczywiście, że nie! – Dziewczyna ożywiła się. – Mam tutaj wszystko przygotowane, wystarczy tylko rozpakować. Umówiłam się z Kaeru o 17:00.
Lizz wyciągnęła z kieszeni skompresowany folder w formacie .7z, który charakteryzował się dużym stopniem kompresji, co pozwoliło jej na zmieszczenie wszystkich sprzętów przygotowanych na imprezę w ciasnej kieszeni.
 - Skąd masz pewność, że Kaeru nie przyjdzie tu wcześniej? To miejsce jest jej drugim domem, często tu przesiaduje z braku innego zajęcia – odezwała się piegowata brunetka, która do tej pory wojowała z mikrofalówką.
 - To jest, moja droga dexionity, jeden z moich najgenialniejszych i najchytrzejszych  pomysłów, na jaki wpadłam od czasów pierwszego poradnika z Kaeru na youtube – powiedziała Lizz z dumą malującą się na twarzy.
Dexionity ukradkiem wywróciła oczami. Rudowłosa miała wielką tendencję do chwalenia się swoimi osiągnięciami, co niebywale działało innym na nerwy. Vanes, która najwidoczniej znała Lizz najlepiej ze wszystkich osób znajdujących się w pomieszczeniu, zachichotała dźwięcznie.
 - Co to za pomysł? – spytała dexionity, nie dając po sobie poznać lekkiego zirytowania.
 - Jakiś czas temu zgłosiła się do mnie adoratorka Kaeru…
 - Adoratorka? – przerwała dziewczynie Da Fne, marszcząc przy tym brwi. – A ona nie jest przypadkiem… normalna?
Vanes drgnęła nieznacznie.
 - W rzeczy samej – powiedziała Lizz – i zapewniam was, że nic jej nie grozi. Podpowiedziałam dziewczynie, aby poprosiła Kaeru o pomoc w nauce obsługi Gimpa i poinstruowałam ją, aby nie wpadła na żaden dziwny pomysł i aby ich spotkanie miało jedynie cel edukacyjny. W ten sposób biedna adoratorka ma okazję spędzić trochę czasu ze swoją idolką, która zawsze jest przecież chętna do pomocy, a i ja mam pewność, że solenizantka nie pojawi się tutaj przed czasem.
Rudowłosa uśmiechnęła się z zadowoleniem, widząc aprobatę w oczach szabloniarek.
 - Pomysł niegłupi, przyznaję – wtrąciła Happiness, wyglądając zza swojej sztalugi. – Skąd masz pewność, że Kaeru nic nie grozi?
 - Ręczę za tą dziewczynę – rzuciła Lizz, a jej twarz niespodziewanie przybrała barwę dojrzałych buraków. – Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo musiałam się namęczyć, aby ją przekonać, by nie zrobiła nic dziwnego.
 - Znając ciebie… – wtrąciła znacząco Vanes, jednak opamiętała się, gdy przerwało jej głośne chrząknięcie Lizz. – Jestem w stanie to sobie wyobrazić.
Na twarzy Da Fne pojawił się wyraz świadczący o tym, że równie dobrze mogłaby żyć bez wiadomości, o których dowiedziała się przed chwilą.
 - Może tak zabrałybyśmy się za te nieszczęsne przygotowania? – pognała dziewczyny dexionity. – Nie to, żebyśmy nie miały na to całego dnia, ale skoro już tu jesteście, pomożecie w zamówieniach – dodała brunetka, patrząc wymownie znad ociekającego serem tosta, którego zbliżała do ust.

* * *

 - Au! Cholera! Czemu nikt nie uprzedził mnie, że tekstury z Impressole mają ostre krawędzie? – Vanes zaczęła przeklinać na czym świat stoi, kiedy na opuszku wskazującego palca pojawiły się ledwie dostrzegalne karmazynowe plamki.
Lizz przystanęła, żeby obrzucić koleżankę jednoznacznym spojrzeniem spod uniesionych brwi, po czym wróciła do podnoszenia zdjęć z miejsca, gdzie w normalnym pomieszczeniu byłaby podłoga. Chodziły legendy, że podczas przenoszenia całego dobytku szabloniarni z ówcześnie wielkiego i majestatycznego miasta Onet ktoś widział biały marmur jako posadzkę, ale wiedza o tym zginęła włącznie z tym nieszczęśnikiem, a pogłoski nie zostały nigdy potwierdzone. Teraz dziewczyny próbowały dokopać się do spodu, ale wraz z odkrywaniem kolejnych warstw ich entuzjazm słabł.
 - Nie przesadzaj, nie zginiesz przecież od zacięcia przez teksturę. – Da Fne nawet nie podniosła wzroku znad stolika, przy którym grupowała wszystkie pliki i dobierała je w foldery.
 - Jak możesz być taka pewna? – Vanes nie porzuciła swojej miny pokrzywdzonego dziecka, którą chciała zmusić towarzyszki do okazania współczucia. – Nie słyszałaś o historii krążącej po blogosferze, że jedną szabloniarkę z Tworzonych z Sercem pogryzła jej własna tekstura? A co, jeśli któregoś dnia zaatakują  nas krwiożercze koloryzacje?
       Po pomieszczeniu rozlała się fala dziewczęcego śmiechu, a Vanes zachichotała pod nosem, zadowolona z takiej reakcji. Possała chwilę zraniony palec i powróciła do, jak się wydawało, syzyfowej pracy.
 - A tak właściwie... – zaczęła Happiness, przenosząc kolejną porcję plików do posegregowania dla Da Fne – to będziemy jakoś ozdabiać salę?
 - Wszystko jest na miejscu – rzuciła Lizz, patrząc się na spakowany folder, leżący nieopodal. – Najpierw posprzątajmy tutaj, potem zajmiemy się odpicowanie sali.
 - Taa... Szkoda, że nie wspomniałaś nic o sprzątaniu – poskarżyła się dexionity. – Zorganizowałabym koparkę albo coś...
 - Łopata też od biedy byłaby dobra... – dodała Vanes.
 - Oj tam, oj tam... –  skwitowała krótko Lizz. – Mniej gadania, więcej pracowania, bo w życiu się nie wyrobimy.

* * *

Szabloniarski warsztat nawet w najmniejszym stopniu nie przypominał pomieszczenia, jakim był jeszcze kilka godzin temu. Wszelkie znajdujące się w nim przyrządy wyglądały bardzo ładnie poukładane w odpowiednio ponazywanych folderach, posegregowane według ich autora, typu i stron, z których pochodzą. Nie dało się też nie zauważyć wszechobecnych dekoracji i podłogi. Happiness, gdy zobaczyła legendarny marmur, z wrażenia zrobiła screenshota.
 - Mogę umierać! Nie wierzę, że to już koniec… – rzuciła Lizz, ostentacyjnie rzucając się na kanapę, po czym wciąż odziane w glany stopy oparła na świeżo umytym przez siebie stoliku.
Rudowłosa wlepiła spojrzenie w sufit i oparła głowę o oparcie kanapy, a wyraz jej twarzy świadczył o tym, że jej myśli skierowały się na tematy, o które tylko Vanes i nieobecna jeszcze Kaeru mogły dziewczynę posądzać. Na co dzień bowiem Lizz starała się udawać osobę normalną i na pozór niegroźną, a dopiero przy bliższym poznaniu okazywała się niewyżytym zboczeńcem, okazjonalnym gwałcicielem, pedofilem i niezwykle okrutnym sadystą.
 - Zachowuj się – mruknęła Vanes, która znała starszą koleżankę na tyle dobrze, że wiedziała, iż są momenty, w których ktoś musi przywołać ją do porządku.
 - Tak jest – Lizz podniosła głowę i uniosła dwa palce, salutując przy tym ostentacyjnie, aczkolwiek dość niezdarnie.
 - No to teraz zamówienia – zaczęła dexionity, trzymając w dłoni źle wykadrowane, kiepskiej jakości zdjęcia Justina Biebera i Seleny Gomez, na widok których z Lizz odeszła cała chęć do życia.
 - To kara boska za to, że byłam niegrzeczną dziewczynką, prawda? – spytała z wyraźną rozpaczą w głosie, jednak mimo to podniosła się z miejsca i ruszyła w kierunku brunetki.
 - Prawda – wtrąciła Vanes. Wyraz twarzy Lizz świadczył o tym, że jest całkowicie świadoma swoich win i gotowa na to, aby ponieść ich konsekwencje. – Nie marudź, ja pomogę Happiness. – Mówiąc to, Vanes poprawiła okulary i podeszła do wysokiej blondynki, której stanowisko pracy zmieniło teraz miejsce, dzięki czemu płótno było doskonale widoczne.
 - A ja odpocznę – dodała Da Fne, rozkładając się wygodnie w fotelu i biorąc do ręki ostatni tom „Darów Anioła”. – Mamy jeszcze sporo czasu i myślę, że godzinka względnej ciszy dobrze nam wszystkim zrobi przed imprezą.
 - Jaki masz prezent dla Kaeru? – spytała nagle Happiness, a tekstura, którą Lizz trzymała w ręku, delikatnie osunęła się na podłogę.
Vanes wyprostowała się gwałtownie.
 - Ha! Wiedziałam, że o czymś zapomniałaś! – krzyknęła. – W tym wypadku tekst w stylu „dam jej siebie” nie ma racji bytu, bo Kaeru jest nie tylko dziewczyną, ale i twoją siostrą.
 - Kurde, przecież to zawsze działa… – rzuciła z udawanym niezadowoleniem Lizz, po czym przeszło jej przez myśl, że tego typu tekst faktycznie jest bardzo w jej stylu. – Mówisz, że będę musiała wymyślić co innego?
 - Zaiste – odpowiedziała Vanes, po raz kolejny poprawiając zsuwające się na czubek nosa okulary.
Lizz spojrzała na ledwo zaczętą pracę na płótnie dexionity, której zaoferowała przecież pomoc, po czym chwyciła stocki i tekstury w dłonie i zaczęła nakładać je na pracę w takim tempie, że jej działania przypominały teraz bardziej speedarty, które rudowłosa od dłuższego czasu namiętnie nagrywała.
 - Pomogłam – rzuciła po upływie zaledwie dwóch minut, ukazując dexionity płótno, na który jedynie kolory wymagały wyraźnej poprawki. – Teraz lecę, będę na czas.
Po tych słowach Lizz wypadła z pomieszczenia, a potem i z pałacu, z prędkością strzały, którą przypominała rankiem. Na kilka kolejnych godzin słuch po niej zaginął.
 - Jesteście świadome tego, że nie wróci na czas? – rzuciła Vanes, podając Happiness jedną z tekstur autorstwa Carllton.
 - Tego się obawiałam – mruknęła Da Fne znad przepastnego tomu, którego barwa w bardzo ciekawy sposób grała z kolorem jej oczu. – Punktualność chyba nie jest jej mocną stroną?
 - Gdybym miała wybrać, która z cech odznacza się u niej najmocniej, to chyba byłoby lenistwo… – Vanes zaśmiała się. – Ale to dobra dziewczyna i raczej zrobi co w jej mocy, aby urodziny Kaeru były niezapomniane.
Dexionity westchnęła znacząco.
 - Mam nadzieję… – mruknęła z nadzieją w głosie. – Chciałabym, aby Kaeru pamiętała ten dzień do końca życia. Jeśli pomyślę, ile ona robi dla innych, dla nas… Żeby tylko nie przyszło jej do głowy, że tego nie doceniamy!
 - Święte słowa! – poparła koleżankę Happiness. – No i ta jej anielska cierpliwość… No i zawsze jest gotowa do pomocy, tak jak teraz…
 - Naprawdę mam nadzieję, że ta jej adoratorka nic jej nie zrobi… – powiedziała Da Fne, po czym wróciła do lektury.
Dexionity zdjęła ze sztalugi gotowy szablon i ustawiła na nim kolejne płótno.
 - Vanes, ty pewnie znasz Kaeru dłużej od nas, prawda? – spytała brunetka.
Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i uśmiechnęła się do siebie na myśl o cudownych chwilach, które spędziła z najbliższą przyjaciółką.
 - No, tak już gdzieś z dziesięć lat – powiedziała, a w jej głosie dało się dosłyszeć pewną niewyjaśnioną nostalgię.
 - Znasz ją dłużej niż Lizz? – tym razem blondwłosa włączyła się do rozmowy.
 - Nie, Lizz jest jej kuzynką, a co za tym idzie, zna ją od dziecka. Pamiętam z opowieści, że mama Kaeru straszyła ją, że jak będzie niegrzeczna, odwiedzi ją jej starsza, budząca wówczas postach kuzynka. Zawsze skutkowało. Może i Lizz chciałaby być teraz straszna, ale mamy relacje świadczące o tym, że była dość przerażająca w przeszłości.
W pokoju rozniósł się gromki śmiech czwórki szabloniarek, których niezwykle rozbawiła wizja małej Kaeru uciekającej przed równie małą Lizz, zważywszy na to, że teraz stosunki dziewczyn są zupełnie odwrotne.
 - A co z waszą wspólną przeszłością? Też pewnie macie w zanadrzu jakieś ciekawe wspomnienia, prawda? – Tom „Darów Anioła” spoczął na brzuchu Da Fne, a ta zaciekawiona spojrzała na Vanes.
 - O tak, nawet całkiem sporo – odparła dziewczyna, która bardzo lubiła, gdy ktoś prosił ją o opowiedzenie czegoś. – Poznałam Kaeru w podstawówce, bo byłyśmy w tej samej klasie. Ja osobiście tego nie pamiętam, ale Kaeru mówi, że łaziłam za nią wszędzie i irytowałam, aż w końcu zlitowała się nade mną i zaczęłyśmy gadać...
 - Vanes-stalker? – spytała rozbawiona dexionity.
Dziewczyna w platformach odchrząknęła znacząco i poprawiła okulary.
 - Taa... Nieważne. W drugiej klasie podstawówki zostałyśmy funfelami. Szczerze mówiąc, zawsze uważałam Kaeru za taki mój wzór czy nawet mogę powiedzieć, że idola. Zawsze wiedziała, co powiedzieć, zawsze wiedziała, jak się zachować, zawsze miała pomysł, jak coś zrobić... a ja przyglądałam jej się z dołu, bo jest ode mnie trochę wyższa. Zawsze uważałam ją za lepszą od siebie – lepiej rysowała, lepiej się wysławiała, lepiej jej szło w szkole... Zazdrościłam jej. Nawet zazdrościłam jej tego luzackiego podejścia do szkoły i tego, że czasami po prostu nie przychodziła. Chciałam ją naśladować i naśladowałam. Zaczęłam rysować, bo ona rysowała, zaczęłam oglądać anime, wtedy Króla Szamanów i Naruto, bo ona oglądała. Większość moich dzisiejszych zainteresowań tak naprawdę odziedziczyłam po niej.
 - ...Cały czas mówisz w czasie przeszłym – zauważyła Happiness.
 - Ano. Teraz jestem po prostu szczęśliwa, że mam taką zajebistą przyjaciółkę... jak to kiedyś powiedziałam – to moja siostra, z którą nie łączą mnie żadne więzy krwi. Jesteśmy do siebie bardzo podobne, mamy identyczne zainteresowania i pasje, nawet jeśli nie słuchamy wszystkich tych samych piosenek, to mamy bardzo podobny gust. Chociaż  wciąż, gdy Kaeru zabiera się za jakąś nową rzecz, ja też chcę tego spróbować. Właśnie przez to niedawno zaczęłam robić szablony. – Vanes uśmiechnęła się do siebie. – Nasza wychowawczyni czasami myli się i nazywa jedną imieniem drugiej.
 - Wybacz, ale to brzmi jak jakaś fabuła słabego romansu – stwierdziła dexionity.
Okularnica podsumowała tę myśl wybuchem śmiechu, ale zaraz spoważniała.
 - Nie zawsze było tak słodziaśnie i różowo. To było... tak, w drugiej klasie gimbazy. Kaeru dość poważnie zachorowała i zniknęła na miesiąc. Wtedy bardzo zżyłam się z taką jedną dziewczyną, a kiedy Kaeru wróciła, ja wciąż rozmawiałam z tamtą, i przestałyśmy się do siebie odzywać. Nie pokłóciłyśmy się ani nic, po prostu jakbyśmy się nie znały. Wciąż nie mam pojęcia, jakim cudem tak się stało, ale wiem, że to była w pełni moja wina.
Dziewczyna przerwała, żeby zaczerpnąć tchu i napić się soku z gumijagód, który był wszechobecnym napojem w tamtej rzeczywistości, ale pozostałe szabloniarki nie pozwoliły jej odpocząć.
 - No i co dalej? Pogodziłyście się jakoś? – spytała zniecierpliwiona Da Fne.
 - W końcu napisałam jej SMS'a, że bardzo ją za to przepraszam i jest moją ukochaną siostrą, której nie chcę stracić.
 - To naprawdę brzmi jak romans – zaśmiała się dexionity.
 - Cieszę się, że Lizz tego nie słyszy, bo pewnie uraczyłaby nas jakimś zboczonym komentarzem – odpowiedziała Vanes, po czym cała czwórka zaczęła się śmiać.
 - Tośmy się pośmiały… – powiedziała Da Fne, podnosząc się z miejsca. – Jest za kwadrans piąta a po Lizz ani śladu. Dajmy jej szansę na dopełnienie tej piekielnej niespodzianki i przetrzymajmy Kaeru gdzieś w wejściu, dopóki tamta nie wróci z prezentem.
 - Nie wierzę, że zapomniała o czymś takim… – mruknęła Happiness, stając przed folderem z koloryzacjami i wybierając odpowiednią.
 - Dla kogoś, kto notorycznie zapomina o tym, że istnieje świat inny poza tym w komputerze, to naprawdę nic nadzwyczajnego, zapewniam was – skwitowała Vanes.

* * *

Nie minęło nawet dziesięć minut, a w progu pokoju pojawiła się Kaeru, psując tym samym całą niespodziankę, którą przez długie godziny przygotowywały jej szabloniarki.
 - Jak się tu znalazłaś?! – Da Fne poderwała się niczym oparzona. Uważnie wysłuchiwała pukania do frontowych drzwi, które dzięki dziwnej, magicznej właściwości, słyszane jest w każdym pomieszczeniu, więc nagłe pojawienie się solenizantki niezwykle ją zdziwiło.
 - Naturalnie weszłam przez Imaginarię, jeśli o to ci chodzi. – Na twarzy Kaeru malowało się zdziwienie. Reakcja Da Fne szczęśliwie zajęła ją do tego stopnia, że nie zwróciła uwagi na dekoracje i podłogę, która nie wiadomo skąd pojawiła się w szabloniarkskiej pracowni.
 - No tak. – Najstarsza z szabloniarek długo nie mogła przyzwyczaić się do wiadomości, że jedną z kilku przybudówek Wyimaginowanej Grafiki jest Imaginaria Luna, zamieszkana właśnie przez Kaeru. – Musisz mi w czymś pomóc.
Kaeru rzuciła spojrzeniem na kanapę, jakby kogoś szukając, a gdy pomachała jej Vanes, zdziwiła się nieco, jednak odmachała jej serdecznie.
 - Właściwie to szukam Lizz… – powiedziała, jednak w tym samym momencie była już prowadzona przez Da Fne do sąsiedniej pracowni. Szczęśliwie w wyimaginowanym pałacu nigdy nie brakowało pracy, toteż dziewczyna szybko znalazła niedokończony, dawno już porzucony szablon z bardzo niedopracowanym CSS’em, o którym rzekomo niedawno sobie przypomniała.
 - Mogłabyś mi w tym pomóc? Ty jedna mogłabyś coś tu jeszcze zdziałać… – powiedziała starsza, nie zważając na to, że Kaeru wciąż rozglądała się niespokojnie.
 - Tak, pewnie.
Solenizantka zabrała się do pracy, bo pomimo umówionego spotkania, nie mogła odmówić serdecznej koleżance pomocy. Lizz nie zając, nie ucieknie, prawda? Może i nie zając, ale zboczeniec, gwałciciel i sadysta, a takim różne rzeczy w głowie.
 - Jak ci minął dzień, szefowo? – zagadnęła Da Fne, gdy Kaeru głowiła się nad oryginalną animacją dla kart.
 - Błagam cię, nie nazywaj mnie tak – mruknęła skupiona na zadaniu dziewczyna, mimo to uśmiechnęła się, gdyż zawsze jest miło, gdy ktoś podkreśla czyjąś wyższość. – Dziękuję, minął bardzo miło. Pomagałam pewnej początkującej szabloniarce ogarnąć Gimpa – powiedziała i dotknęła palcem kartę na szablonie, a ta skurczyła się nieznacznie i zmieniła kolor z ciemnofioletowego na błękit. – Wielką graficzką to ona nie zostanie, ale jest naprawdę słodziutka.
Kaeru uśmiechnęła się serdecznie, a z jej spojrzenia Da Fne wyczytała, że wielbicielka solenizantki faktycznie dotrzymała słowa.
Po chwili w niewielkiej pracowni dało się dosłyszeć pukanie do potężnych drzwi. Da Fne odetchnęła z ulgą.
 - Momencik – rzuciła i nim Kaeru zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, już jej nie było.
Dziewczyna wróciła po chwili, a u jej boku stała Lizz, niezwykle zdyszana i trzymająca w dłoniach barwne zawiniątko. Kaeru ożywiła się na widok kuzynki.
 - Lizz Kaviste – mruknęła, nieco rozbawiona dyszeniem dziewczyny. – Już myślałam, że o mnie zapomniałaś.
 - Jakżebym śmiała – odparła entuzjastycznie rudowłosa i rzuciła płaszcz w kąt, po czym podeszła do Kaeru. – Właściwie to mam coś dla ciebie.
 - Dla mnie? – Szefowa szabloniarni nie kryła zdziwienia. Tym bardziej ogarnęło ją zaskoczenie, gdy poczuła w dłoniach ciężki przedmiot owinięty w tęczowy papier prezentowy i przyozdobiony oczojebnie różową wstążeczką.
 - Tak bez okazji – rzuciła Lizz, uprzedzając pytanie Kaeru. – Ale to nie wszystko, chodź ze mną.
Da Fne już dawno zniknęła. Lizz poprowadziła kuzynkę do głównej pracowni, a przed samym wejściem głęboko nabrała powietrza.
 - NIESPODZIANKA! – wykrzyknęły zgodnie poinstruowane wcześniej szabloniarki, gdy tylko solenizantka przekroczyła próg pracowni.
Z początku oszołomiona dziewczyna przesunęła wzrokiem po dekoracjach, przyglądając się dokładnie każdej z liter układających się w napis „Wszystkiego najlepszego, Kaeru”, by na końcu utkwić spojrzenie w podłodze.
 - Boże, nie wierzę! – wrzasnęła, bardziej niż urodzinową niespodzianką zaskoczona widokiem tego, co jeszcze do niedawna przykryte było wszystkim, co tylko w jakikolwiek sposób może się przydać przy robieniu szablonów. – A więc legenda była prawdziwa!
 - Świetne wyczucie czasu, moja droga. – Vanes wyszła przed grupę i podeszła do Kaeru, jednak zanim czerwonowłosa solenizantka zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, jej droga przyjaciółka otoczyła ją ramionami. – Wszystkiego najlepszego.
Wciąż oszołomiona dziewczyna rozejrzała się po warsztacie po raz kolejny.
 - Mam rozumieć, że przygotowałyście dla mnie przyjęcie-niespodziankę? Nie wiem, co powiedzieć… – Rumianej twarzy solenizantki nie opuszczał uśmiech. Wreszcie oprzytomniała na tyle, aby odwzajemnić objęcie przyjaciółki. Z radością przyjmowała kolejne uściski i życzenia składane jej przez resztę szabloniarek. 
 - Żebyś dalej była taka dobra i cierpliwa jak dotąd – powiedziała dexionity, gdy nadeszła jej kolej, roniąc przy tym bobrze łzy.
-         I żeby ci nigdy nie zabrakło tych cudownych pomysłów, no i weny – dodała Happiness, wtulając się w szefową.
-         I żebyś dalej dawała z siebie wszystko, bo tylko dzięki tobie zaszłyśmy tak daleko – powiedziała Da Fne, z aprobatą kładąc dłoń na ramieniu Kaeru.
Solenizantka drgnęła, jakby sobie o czymś przypomniała. Uniosła do góry barwne zawiniątko, które wciąż trzymała w dłoni.
 - Mogę to otworzyć tak przy wszystkich…? – spytała, w obawie przed kolejnym wygłupem, z których słynęła jej kuzynka.
 - Spokojnie, możesz – odparła Lizz, wyraźnie niezadowolona z pytania Kaeru. – To taki drobiazg… właściwie to bardziej pomysł Vanes niż mój, więc nie dziękuj, jeśli by ci się ewentualnie spodobało.
Szefowa uśmiechnęła się, przysiadła na oparciu kanapy i otworzyła pakunek. Wewnątrz znajdował się album. Dziewczyna otworzyła go pospiesznie, a jako że żadna z szabloniarek nie miała pojęcia, co znajdowało się w środku, wszystkie otoczyły Kaeru ciasnym kręgiem, a w warsztacie na moment zapadła głucha cisza, przerywana jednak raz po raz szelestem papieru.
Album wypełniony był tym, w co Kaeru włożyła dużą część swojego serca, czyli – jak się można było domyślić – grafiką. Były tam nie tylko wszystkie jej prace – począwszy od tych najstarszych sprzed kilku lat, a na świeżutkich dziełach kończąc – ale i komentarze osób, które doceniały jej twórczość. Dziewczyny oglądały album w ciszy, która z każdą chwilą gęstniała coraz bardziej. Gdy dotarły wreszcie do ostatniej strony, na której długą litanią wypisane były życzenia i podziękowania od osób, których życie zmieniło się dzięki Kaeru, solenizantka przeczytała je z wielką uwagą. Gdy doszła do końca, zamknęła album i spojrzała na stojącą przed nią Lizz, po czym…
__________
Tak, opowiadanie celowo zakończyłyśmy w ten sposób, gdyż oczekiwałyśmy reakcji prawdziwej Kaeru :D 
Mam nadzieję, że nasza skromna twórczość komuś się spodobała. Rozdział oznaczyłam numerem 0, gdyż mam w planach napisać kolejne, jednak nie obiecuję, że to zrobię. Niemniej jednak wiedzcie, że już zaczęłam.
Jestem ciekawa, co sądzicie o tego typu opowiadaniach? Co zmienilibyście w świecie przedstawionym? Czekam na opinie i pozdrawiam.

7 komentarzy:

  1. Kiedy tylko zobaczyłam adres, domyśliłam się, co to za blog. I nie napisałaś do mnie? Bo się fochnę! ;__;
    Btw, skoro to opowiadanie o szabloniarkach, może zamieść ogłoszenie na którymś z katalogów, zapraszając tutaj? Tematycznie jest to związane, a nuż ktoś się skusi na przeczytanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam cię powiadomić o blogu w postaci zaproszenia do współtworzenia, ale jakoś nie mogłam tam kliknąć i miałam spróbować później xD
      Zauważyłaś, że jesteś dodana jako beta i współautorka? Betowałaś i współtworzyłaś ten wpis, jakby nie było :D
      Myślałam o zareklamowaniu tego na katalogach, więc jak ogarnę szablon, podstrony i może jeszcze z jeden wpis to pewnie napiszę do katalogów z pytaniem, czy można by taki blog zareklamować :D

      Usuń
  2. Nie mam pojęcia jak tu trafiłam... Mniejsza z tym, pomysł- genialny.
    Mam nadzieję, że na tym jednym się nie skończy :)
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że pomysł ci się podoba ;D Też liczę na to, że znajdziemy z Vanes czas, żeby napisać kolejny rozdział :D
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Ja mogę pisać już teraz, jeśli ustalimy o czym xp Mam pełno wolnego czasu a kiedy zaczną się wakacje, to paradoksalnie mogę go mieć mniej, więc liczę na to, że zaraz się weźmiemy za pisanie :D

      Usuń
  3. Cieszę się, że ci się podobało, pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jam jest ta, która ma oryginał w szufladzie~~! :D
    Ty wiesz jak mi głos odebrało jak musiałam to na głos czytać ;_; ? Pamiętasz to? Bo ja tak! I jestem bardzo stęskniona. Tak bardzo, że łzy wzruszenia mnie dopadają jak o tym myślę. Piękny prezent, stokrotnie Wam za niego dziękuję.
    Wydaje mi się, że rozgłaszanie go po katalogach to lekka przesada, ale zostawiam to już autorkom. Ja jestem tylko szarym czytelnikiem. Nie uważacie, że linki na IL i IP wystarczą? :)

    OdpowiedzUsuń